Przyjechałem po 12:00 i już latali. Dwie paralotnie wykręciły się pod cumulusem i odleciały razem z nim w stronę Świdnicy ( jak się okazało jedna doleciała do Słotwiny.
Po dotarciu do startowiska po chwili wylądował Jarek a po niem Marek, chwaląc warun, który powyżej 100m był już spokojny.
Wiatr wydawała się być odpowiedni w sile, może trochę dużo zachodu ale pierwsza próba była udana i dało się zabrać na żagiel. Niestety nie doceniłem zachodniej odchyłki i nie odleciałem wystarczająco szybko na lewe zbocze. Chciałem zrobić wysokość nad startem co w efekcie po jakichś 15 minutach posadziło mnie na ziemi.
Wiatr mocno przygasł i dalej była już tylko walka. Widać moje doświadczenie jeszcze małe bo jeden kolega nie miał problemu aby latać, a moje próby kończyły się fiaskiem. Pocieszam się trochę, że taki as Marek też nie mógł się zabrać. Ogólnie jeszcze tylko raz udało mi się wejść na krótki 10 minutowy lot po lewej stronie. Kolejna próba nie dawała szans i postanowiłem odlecieć do samochodu.
Niestety był to kolejny błąd, po w momencie gdy wylądowałem wszyscy poderwali się w powietrze. Trójka latała jeszcze dobre 40 minut na trudnym do wytłumaczenia noszeniu, w bardzo spokojnych warunkach. Według Andrzeja był to wiatr fenowy, który dawał noszenie pod chmurami.
Jednym słowem kolejna aczkolwiek przykra nauka. Przykra bo latania było dziś mało :(