Tego dnia Daria już nie zaspała i Rafał też był gotów jechać, ale ... zostawił sprzęt w Jodłowniku. Zatem zamiast jechać spokojnie do Jańskich, musieliśmy jechać do Jodłownika i nadrobić dodatkowe 40 km w jedną stronę. Jedyne co dobre, to to, że zabraliśmy też Artura ( Efendi ...) i większą paczką ruszyliśmy w kierunku Cernej Hory.
Prawdę mówiąc nie wierzyłem w sukces, bo prognozy były mało optymistyczne a nad Karkonoszami widać było potężne frontowe chmury burzowe, które straszyły już z daleka. Jednak piękna słoneczna pogoda od czeskiej strony napawała lekkim optymizmem.
Na lądowisku nie złapaliśmy busa więc musieliśmy jechać na kolejkę i tu kolejne opóźnienie. Od 12 do 13 kolejka nie jeździ. Widmo deszcze stoi w powietrzu a tu dodatkowa godzina opóźnienia. W końcu o 14:00 byliśmy gotowi do startu, a w powietrzu byli już tacy co latali już od dobrej godziny.