Moje laszowanie na PW-5 wreszcie doczekało się jakiegoś latania. Wycisnąłem z tej marnej termiki prawie wszystko, gdyby nie ten szalony pomysł wybrania się nad zamek Książ. Realizacja pomysłu kosztowała wcześniejsze przymusowe lądowanie.
Mimo wszystko godzinka pękła i 2 razy podstawy wykręcone, czyli akumulatory na nadchodzący tydzień w pracy naładowane.