Kolejne szaleństwo, ale czego się nie robi dla kolegów. Marcin przyjechał i Czeszkę należało zaliczyć. Było nas w sumie 4-ech, Rysiek, Marcin, Krzysiek i ja, oraz 2 osobowa nie latająca asysta Marcina
Mocna odchyłka zachodnia wcale nie ułatwiała startu. Trzy spalone próby, skłoniły mnie do zmiany taktyki i startu klasykiem w bezwietrzu z lewej strony startowiska.
Start nie był zły ale i tak zaraz po starcie dostałem się w obszar rotorów, wiadomo silna boczna odchyłka. Taktyka nie była najlepsza bo starałem się wybić nad grzbiet po lewej, a trzeba było lecieć w prawo na słaby żagiel który powstawał na prawym grzbiecie czeszkowego wąwozu.Co prawda dzięki wyciskaniu beli i jakości skrzydła przebiłem się przez wiatr najbliżej bazy, ale to Marcin polatał najdłużej trzymając się prawej strony, a w końcowej fazie i tak doleciał nie dużo dalej od bazy niż ja.
Największy popis dał Krzychu. Ładny start, przerodził się w walkę nad drzewami o dolot do lądowiska. Nie ma tu co pisać, najlepiej obejrzeć film Krzycha z tego szalonego lotu.
No i Rysiek, na szkolnym Solu, w lekkiej uprzęży, totalnie niedoważony urwał w locie speeda i lądował najdalej od bazy zniesiony silnym wiatrem.
Podsumowując, kolejny szalony zlot, ale i kolejne doświadczenie.
A tak wyglądał niesamowity zlot i szczęście Krzyśka.