Drugi dzień i można powiedzieć, że jesteśmy wstępnie wlatani. Po wczorajszych 3 lotach minęła trema i zaczęła się prawdziwa zabawa.
Bieliki też już dziś latały coraz dłużej i nie były to tylko zwykłe zloty ze startu na oficjalne lądowisko. Ja i Zdzichu znowu zaliczyliśmy po 3 starty, a loty były już zdecydowanie bardziej dojrzałe. Oficjalne lądowisko szybko przestało nas przyciągać i trenowaliśmy lądowanie na campingu, z coraz lepszym skutkiem.
Wczorajszy ostatni lot, który skończył się trochę przed 20:00 narobił nam potężnego apetytu i dzisiaj w sumie na koncie 3 i pół godziny latania, prawie 1500 mnp i pierwsze prawdziwe kręcone kominy. Wreszcie mogłem poczuć smak termicznego latania i nie był to na pewno angielski budyń, ale całkiem ostra papryka.
Wylatani i głodni wylądowaliśmy na cempingu i przy Alexowym winku snuliśmy plany na kolejny dzień. Wiadomo, apetyt rośnie w miarę latania.