Do 22 był to fajny udany dzień, z którego jak mi się wydawało wycisnąłem z 80% tego co było można. Do 22, bo jak otworzyłem xcportal zobaczyłem swój błąd. Dałem ciała i znowu dałem się zagadać ;) na starcie byłem dobre 2 godziny za późno. Znana dobra zasada, która mówi, że lepiej na starcie posiedzieć dłużej przed startem niż spóźnić się na warun, zadziałała tym razem bezlitośnie.
Mimo wszystko był to udany dzień. Piękne chmury, które pozwoliły prawie się dotknąć i spokojne latanie na słabym żaglu i nierównej termice.
Za pierwszym dobry początek i zarazem spory błąd oraz pech jednocześnie. Utrata wysokości przy próbie odlecenia na przedpole okazała się już nie do odrobienia. Powrót do zbocza to już tylko winda w dół. Lądowanie znowu kiepskie, trzeba mocniej poćwiczyć. Majowa kontuzja nogi ciągle jakoś blokuje prawidłowe podejście do lądowania.
Drugi start to już zupełnie inne warunki. Chmury już się rozpadały, ale mimo większej ilości słońca termika pomału gasła. Można powiedzieć, że wycisnąłem nad górką ile się dało. Lądowałem chyba jako przedostatni. Lądowanie niestety dalej na protektorze.
Kolejne minuty w powietrzu i jedne z ostatnich w kończącym się po mały sezonie.